I.
My, wydrążeni ludzie
My, chochołowi ludzie
Razem się kołyszemy
Głowy napełnia nam słoma
[...]
Kształty bez formy, cienie bez barwy
Siła odjęta, gesty bez ruchu
— T. S. Eliot, Wydrążeni ludzie23
Wielu mieszkańców aglomeracji ma słaby charakter. Wydaje się nawet, że charakterystyczną cechą wielkiego miasta jest to, że jego mieszkańcy mają wyraźnie słabszy charakter niż osoby żyjące w prostszych i bardziej surowych warunkach. Ta słabość jest odpowiednikiem innej, o wiele bardziej widocznej cechy aglomeracji: jej mieszkańcy są jednorodni i mało zróżnicowani. Słabość charakteru i brak różnorodności są oczywiście dwiema stronami jednego medalu, to znaczy, że ludzie mają relatywnie niezróżnicowane osobowości. Prawdziwy charakter ma tylko osoba, która jest jednocześnie różnorodna i całościowa. Z definicji wynika więc, że w społeczeństwie składającym się z relatywnie homogenicznych ludzi poszczególne jednostki nie są zbyt zróżnicowane.
Zacznijmy od problemu różnorodności. Dwudziestowieczna literatura często opisuje ludzi jako niezliczone, pozbawione twarzy, bezimienne kółka maszyny. Obraz ten odbija się i znajduje potwierdzenie w stanie współczesnego mieszkalnictwa. Ogromna większość budowanych obecnie domów to po prostu produkcja masowa. Sąsiadujące mieszkania są identyczne, stojące obok siebie domy są identyczne. W najbardziej druzgoczący sposób obrazuje to fotografia zamieszczona kilka lat temu w magazynie „Life”. Była to reklama pewnej firmy zajmującej się przemysłem drzewnym. Na fotografii widać ogromny pokój pełen ludzi, a wszyscy mają dokładnie taką samą twarz. Podpis pod zdjęciem wyjaśniał: z okazji urodzin prezesa korporacji współudziałowcy założyli maski przedstawiające jego twarz.
To są tylko wizje i oznaki... Jednak skąd się biorą te przerażające obrazy jednakowości, ludzi-numerów, ludzi-trybików w maszynie? Jak to się stało, że Kafka, Camus i Sartre przemówili do naszych serc?
Wielu pisarzy udzieliło wyczerpujących odpowiedzi na powyższe pytania — David Riesman w The Lonely Crowd24, Kurt Goldstein w The Organism, Max Wertheimer w The Story of Three Days, Abraham Maslow w Motivation and Personality25, Rollo May w Man's Search for Himself i inni. Ich odpowiedzi zbiegają się w jednym istotnym punkcie: Nawet jeżeli jakaś osoba posiada inną kombinację cech niż jej sąsiad, nie różni się od niego w sposób istotny, jeżeli nie ma silnego wnętrza, jeżeli jej niepowtarzalność nie jest zintegrowana i wyraźna. Wydaje nam się, że w obecnych czasach w aglomeracjach dokonuje się coś innego. Ludzie, choć różnią się między sobą w szczegółach, stale uzależniają się od innych. W związku z tym próbują się zachowywać tak, by się podobać innym, i boją się być sobą.
Ludzie robią wiele rzeczy w określony sposób, „ponieważ tak właśnie trzeba je robić”, a nie dlatego, że wierzą, iż „tak będzie dobrze”. Doszło do tego, że w aglomeracjach miejskich takie zjawiska, jak kompromis, dostosowywanie się do innych, tworzenie komitetów, są uznawane za dorosłe, dojrzałe i stosowne. Jednakże używanie eufemizmów nie ukryje faktu, że ludzie, którzy robią pewne rzeczy, bo tak wypada, a nie robią tego, w co wierzą, chcą w ten sposób uniknąć konfrontacji z własnym Ja, unikają przyglądania się samym sobie i ujawniania swojego prawdziwego wnętrza. Łatwo jest tłumaczyć tę słabość charakteru względami praktycznymi. Nieważne jednak, jak wiele znajdzie się wymówek, w końcu słabość charakteru niszczy człowieka, ponieważ nie potrafi on kochać siebie samego. A nienawidząc siebie, żadna osoba nie może stać się całością.
Z kolei osobowość zintegrowana wyraża własną naturę wyraźnie i na zewnątrz, głośno i jasno, tak by każdy mógł ją poznać. Nie boi się własnego Ja, broni go, jest zawsze sobą i choć jest dumna i zadowolona z siebie, zna też swoje wady i próbuje je zmienić.
Trudno jednak wyzwolić i pokazać światu to Ja kryjące się pod powierzchnią. O wiele łatwiej żyć według zasad ustalonych przez innych, naginać swoje prawdziwe Ja do panujących zwyczajów, chować się za narzuconymi wymogami, z powodu których nie można w pełni rozwinąć własnej osobowości.
Zatem wydaje się jasne, że różnorodność, charakter i poszukiwanie własnego Ja są ściśle ze sobą związane. W społeczeństwie, w którym każdy człowiek ma możliwość odnalezienia własnego Ja, może zaistnieć wiele różnorodnych charakterów ludzkich, a w dodatku będą to charaktery silne. Z kolei członkowie społeczeństwa, w którym ludzie mają kłopoty z odnalezieniem własnego Ja, będą się wydawali jednorodni, ich charaktery będą słabe, a społeczeństwo mniej różnorodne.
Jeżeli jest prawdą, że ludzie mieszkający w obszarach metropolitalnych mają słabe charaktery, i jeżeli chcemy to zmienić, pierwszą rzeczą, jaką powinniśmy zrobić, jest zrozumienie, w jaki sposób wielkie miasto wywiera taki wpływ na ludzi.
II.
W jaki sposób metropolia tworzy warunki, w których ludziom trudno się odnaleźć?
Wiemy, że ukształtowanie jednostki — jak pisze George Herbert Mead w swojej książce Mind, Self and Society26 — zależy od wartości, zwyczajów i wierzeń oraz postaw występujących w danym społeczeństwie. W wielkim mieście jednostka styka się z wieloma różnymi wartościami, zwyczajami, wierzeniami i postawami. Podczas gdy w prymitywnym społeczeństwie człowiek musiał jedynie zintegrować tradycyjne wierzenia (a zatem w pewnym sensie własne Ja czekało już na niego gotowe), w społeczeństwie współczesnym każda osoba musi dosłownie skonstruować własne Ja z chaosu otaczających ją wartości.
Jeżeli każdego dnia spotykasz osoby nieco inaczej wychowane, które reagują w odmienny sposób na to, co robisz, nawet jeżeli ciągle robisz to samo, sytuacja staje się coraz bardziej dezorientująca. Twoje poczucie bezpieczeństwa, wewnętrzna siła oraz pewność tego, kim jesteś i co robisz, radykalnie się zmniejszają. Ludzie, którzy nieprzerwanie stykają się ze zmiennym i nieprzewidywalnym światem społecznym, nie potrafią polegać na sobie samych. Coraz bardziej polegają na aprobacie innych. Gdy mówią do kogoś, patrzą, czy ta osoba się uśmiecha czy też nie, i w zależności od jej reakcji kontynuują myśl albo przestają mówić. W takim świecie bardzo trudno jest ukształtować jakikolwiek rodzaj wewnętrznej siły.
Gdy zaakceptujemy koncepcję, że kształtowanie własnego Ja jest procesem społecznym, zrozumiemy, iż formowanie silnej osobowości zależy od porządku społecznego otaczającego jednostkę. Gdy postawy, wartości, wierzenia i zwyczaje są bardzo rozproszone i pomieszane, jak to się dzieje w metropolii, dorastająca w takich warunkach osoba prawie na pewno będzie tak samo rozproszona i pomieszana. Słaby charakter jest bezpośrednim produktem współczesnego społeczeństwa wielkomiejskiego.
Margaret Mead w miażdżący sposób podsumowała powyższe zagadnienie w książce Culture, Change and Character Structure27. Inni autorzy, jak H. Hartshorne czy M. A. May, wsparli tę argumentację empirycznie28: „Sprzeczne wymagania stawiane dziecku w różnych sytuacjach, w których odpowiada ono przed dorosłymi, nie tylko uniemożliwiają wytworzenie się spójnej osobowości, ale praktycznie wymuszają niespójność jako cenę spokoju i szacunku dla samego siebie”.
Ale to jeszcze nie koniec. Wyjaśniliśmy już, w jaki sposób wymieszanie i rozproszenie — cechy metropolii — kształtują słabe charaktery. Jednakże owo wymieszanie, jeśli jest wyraźne, tworzy specyficzny rodzaj powierzchownej jednolitości. Jeśli zmieszamy niewielkie próbki wielu różnych kolorów, w końcu otrzymamy szarość. Ta szarość na własny sposób tworzy słabe charaktery.
W społeczeństwie, w którym współistnieje wiele różnych przekonań i wartości, ludzie trzymają się tych kilku rzeczy, które są im wszystkim wspólne. Margaret Mead w cytowanym dziele pisała: „Istnieje tendencja, żeby zredukować wszystkie wartości do prostej skali mierzonej w dolarach, do szkolnych ocen lub do jakichś innych prostych miar ilościowych, za pomocą których będzie można z łatwością, choć powierzchownie, pogodzić skrajne i niewspółmierne wartości pochodzące z różnych zbiorów wartości kulturowych”.
Podobnie uważał Joseph T. Klapper29: „Społeczeństwo masowe nie tylko tworzy dezorientujące otoczenie, w którym ludziom trudno jest się odnaleźć [...] lecz także rodzi chaos, stawiający człowieka wobec nieprawdopodobnej różnorodności — różnorodność ta okazuje się papką, która następnie koncentruje się zaledwie na największych oczywistościach”.
Zatem wydaje się, że metropolia kształtuje słaby charakter na dwa, niemal przeciwne, sposoby. Po pierwsze, mieszkańcy wielkiego miasta są wystawienina działanie chaosu wartości. Po drugie, uparcie trzymają się powierzchownej jednolitości, wspólnej tym wszystkim wymieszanym wartościom. Nijaka mieszanina wartości tworzy nijakich ludzi.
III.
Można rozwiązać ten problem na wiele sposobów; niektóre są indywidualne; inne wiążą się z różnymi procesami i sytuacjami społecznymi, między innymi na pewno z edukacją, pracą, zabawą i rodziną. Poniżej opiszę jedno wybrane rozwiązanie, które dotyczy wielkiej skali społecznej organizacji metropolii.
Rozwiązanie jest następujące. Metropolia musi się składać z dużej liczby różnorodnych podkultur, z których każda powinna być silnie wyodrębniona, posiadać własne wartości, jasno określone i wyraźnie odmienne w porównaniu z innymi. Mimo że podkultury muszą być wyraźne, wyodrębnione i oddzielne, nie mogą być zamknięte. Wprost przeciwnie, konieczna jest ich wzajemna dostępność, tak żeby ludzie mogli z łatwością przemieszczać się między jedną a drugą i pozostać w tej, która najbardziej im odpowiada.
Rozwiązanie to opiera się na dwóch założeniach:
- Człowiek tylko wtedy potrafi odnaleźć własne Ja i wykształcić w sobie silną osobowość, gdy otrzymuje wsparcie dla swojej indywidualności ze strony innych ludzi oraz poprzez wartości, wśród których żyje.
- Aby odnaleźć własne Ja, człowiek powinien żyć w środowisku, w którym mogą współistnieć, wyraźnie akceptowane i szanowane, różne systemy wartości.Inaczej mówiąc, człowiek po to, by się nie omylił co do charakteru własnej natury, a także aby zobaczył, że istnieje wielu różnych ludzi, i odnalazł tych, których wartości i przekonania najbardziej odpowiadają jego własnym, potrzebuje wielkiej różnorodności wyboru.
...Mechanizm, który może być podłożem ludzkiej potrzeby otaczania się podobną kulturą, opisał Maslow. W Motywacji i osobowości zauważył, że proces samoaktualizacji może się rozpocząć dopiero wtedy, kiedy inne potrzeby, na przykład potrzeba jedzenia i miłości oraz bezpieczeństwa, zostaną zaspokojone. We współczesnym mieście im więcej różnych osób mieszka w danej okolicy i im bardziej nieprzewidywalni wydają się nam obcy przechodzący koło naszych domów, tym więcej niepewności i strachu odczuwamy. W Los Angeles i Nowym Jorku stan ten osiągnął taki poziom, że ludzie ciągle zamykają okna i drzwi, a matki boją się posyłać swoje nastoletnie córki do najbliższej skrzynki pocztowej. Ludzie odczuwają lęk, gdy otaczają ich rzeczy nieznane; nieznane — czyli niebezpieczne. Tak długo, jak ten strach pozostanie problemem nierozwiązanym, będzie on wypełniał resztę ich życia. Samoaktualizacja jest możliwa dopiero wtedy, gdy pokonany zostanie strach, a to z kolei może nastąpić, gdy człowiek zamieszka w oswojonym otoczeniu, między osobami swojego pokroju, których zwyczaje i sposób życia zna i do których ma zaufanie.
...Jednakże pobudzając rozwój odrębnych podkultur, aby w ten sposób spełnić wymagania zawarte w pierwszym założeniu, z pewnością chcemy uniknąć sytuacji, w której podkultury te stałyby się grupami plemiennymi lub środowiskami zamkniętymi. Uniemożliwiałoby to pojawienie się tej właśnie cechy, która czyni wielkie miasto tak atrakcyjnym. Musi więc istnieć sposób, żeby ludzie przenosili się z łatwością z jednej podkultury do drugiej, żeby mogli wybrać tę, która im najbardziej odpowiada. Powinni także móc dokonywać wyboru w dowolnym momencie życia. Jeżeli kiedykolwiek stanie się to konieczne, prawo będzie musiało zagwarantować każdej osobie wolny dostęp do każdej podkultury...
IV.
Zatem wydaje się jasne, że metropolia powinna obejmować dużą liczbę różnych wzajemnie dostępnych podkultur. Jednak dlaczego podkultury te powinny być oddzielone od siebie w przestrzeni? Osoba nierozumiejąca roli przestrzeni miałaby prawo twierdzić, że podkultury mogłyby, a nawet powinny, współistnieć w tej samej przestrzeni, ponieważ zasadniczo są tworzone przez więzy pomiędzy ludźmi.
Uważam, że taki punkt widzenia jest całkowicie błędny. Przedstawię teraz argumenty przemawiające za tym, że artykulacja podkultur jest zagadnieniem ekologicznym, a przetrwanie odrębnych podkultur — w ich odrębności właśnie — jest całkowicie uzależnione od ich fizycznego oddzielenia w przestrzeni.
Po pierwsze, nie ma wątpliwości, że ludzie należący do różnych podkultur czego innego oczekują od otoczenia. Jasno wykazał to Hendricks. Ludzie z różnych grup wiekowych, o odmiennych zainteresowaniach, różnym stosunku do rodziny, różnym pochodzeniu, potrzebują różnych domów, różnego rodzaju przestrzeni zewnętrznej wokół ich domów, a nade wszystko odmiennego rodzaju usług lokalnych. Usługi te tylko wtedy mogą być wysoko wyspecjalizowane, z ukierunkowaniem na konkretną podkulturę, jeżeli się opierają na stałych klientach. A stała klientela jest zapewniona, jeżeli usługodawcy, należący do tej samej podkultury, mieszkają w dużym skupieniu. Ludzie, którzy chcą jeździć konno, potrzebują terenów do jazdy konnej. Niemcy, którzy chcą kupować niemieckie jedzenie, mogą mieszkać blisko siebie, jak w German Town w Nowym Jorku. Starsi ludzie mogą potrzebować parków, żeby w nich przesiadywać, mogą wymagać zmniejszenia ruchu kołowego, z którym się muszą borykać, a także łatwo dostępnych usług pielęgniarskich. Osoby samotne mogą potrzebować okolicznych barów szybkiej obsługi. Ormianie, którzy chcą codziennie rano chodzić na tradycyjną mszę, będą się gromadzić wokół ormiańskiego kościoła. Ludzie ulicy będą zbierać się wokół swoich sklepów i miejsc spotkań, a rodzice, którzy mają małe dzieci, będą mogli skupiać się wokół lokalnych przedszkoli i placów zabaw.
Zatem powinno już być jasne, że różne podkultury potrzebują własnych aktywności, własnego otoczenia. Jednakże nie tylko skupienie niezbędnych usług wymaga koncentracji przestrzennej danej struktury. Koncentracja ważna jest również dlatego, by jedna podkultura nie osłabiała jednolitości drugiej. Z tego względu powinny one być nie tylko wewnętrznie skoncentrowane, ale też odrębne pod względem fizycznym.